Tak, z Wrocławia do Tallina naprawdę jedzie się 23 godziny. W ramach oszczędności oraz żądni wrażeń wizualnych, zdecydowaliśmy się na podróż autobusem. Przyznam, że nie było tak źle, jak się obawiałem - spodziewałem się raczej mordęgi i bólu kręgosłupa, tymczasem podróż przebiegła miło i przyjemnie.
Wyjechaliśmy z Wrocławia po północy autokarem linii Ecolines (tutaj firma zaliczyła jedyną wpadkę - około 40-minutowe spóźnienie). Jechaliśmy przez Warszawę, Białystok, Suwałki, Marianpol, Kowno, przesiedliśmy się w Rydze, gdzie mieliśmy całe pięć minut na zmianę autobusu. Stamtąd już bezpośrednio do Tallina, gdzie dotarliśmy ok. 23:15 lokalnego czasu (
w Estonii obowiązuje inna strefa czasowa niż w Polsce, GMT+2) i zostaliśmy odebrani przez naszych gospodarzy. Poniżej parę zdjęć (wkrótce będzie więcej):
|
Marianpol |
|
Marianpol |
|
Kowno |
|
Nasz autobus |
|
Jako bonus gwiazdka z Mario, znaleziona na jednym z budynków w samym Tallinie :) |
Ostatnie pięć godzin między Rygą a Tallinem spędziliśmy oglądając filmy po rosyjsku, którymi chyba tylko w ramach jakiejś indoktrynacji raczył pasażerów kierowca.
Już za 4 tygodnie czeka nas ta sama podróż - pod koniec marca wracamy na święta (okrężną drogą przez
Dusselforf, tym razem samolotem), krótki urlop oraz ślub znajomych z Kanady. Tymczasem zamierzam spędzać czas na absorbowaniu ciepła - dzisiejszy foto-wypad zakończył się przedwcześnie z powodu niespodziewanego mrozu oraz naszego nieprzygotowania do starcia z żywiołem. Parę(dziesiąt) zdjęć udało się jednak wykonać, pomyślę o utworzeniu z nich osobnego albumu, żeby nie zaśmiecać bloga.
Tere!
Komentarze
Prześlij komentarz